Poszukiwanie wspólnego języka
między Platerowem a Małą Biłozierką na Ukrainie
„Abyś nie tylko dużo wiedział, ale umiał żyć”, brzmi motto naszego gimnazjum, więc zamiast nauczać języków obcych, geografii, historii i przyrody w klasach, zdecydowaliśmy się wywieźć naszą młodzież na kilka dni na „przysłowiowy koniec świata”, który końcem się nie okazał; wręcz przeciwnie…
Wieś na Ukrainie w obwodzie Zaporoże ciągnąca się przez 18 kilometrów, zwana Małą Biłozierką , stała się początkiem nowej przyjaźni i lepszego spojrzenia na Wschód.
Nim jednak do tego doszło, musieliśmy spędzić ponad 30 godzin w busie z przyczepką pełną naszych bagaży, o którą na granicy i w trasie przez szerokie stepy, musieliśmy walczyć, bo budziła zastrzeżenia miejscowych władz.
Po trudach podróży, które grupa nasza zniosła nadzwyczaj tolerancyjnie, przywitały nas gromkie oklaski, wrzawa, chleb i sól oraz uśmiechy uczniów, rodziców i pracowników naszej szkoły docelowej ”cudem świata” zwanej.
„Diwoswit”, to szkoła znana z artystycznych predyspozycji swych uczniów. Dominuje w niej tradycyjne malowanie palcami, metoda batiku, ceramika i garncarstwo.
Podobnie, jak kilka lat temu w Belgii, tak i teraz kilkunastu Polaków zostało wrzuconych w nurt życia mieszkańców zupełnie nam nieznanej krainy. Przez kilka dni żyliśmy jak Ukraińcy. Jedliśmy „pampuszki”i barszcz, któremu nasz ukraińskim zwany- urodą i smakiem nie dorównuje, a także :
- przeprowadziliśmy „dialog interkulturalny”,
- uczestniczyliśmy w lekcjach,
- tworzyliśmy,
- zwiedziliśmy muzeum przyszkolne,
- oklaskiwaliśmy naszych przyjaciół na specjalnie na naszą cześć przygotowanych koncertach,
- rozkoszowaliśmy się widokiem Morza Azowskiego,
- zbieraliśmy pamiątki,
- spacerowaliśmy po Bierdańsku,
- podziwialiśmy Dniepr w Zaporożu,
- uczestniczyliśmy w spektaklu kozackim,
- wypoczywaliśmy na łonie natury, delektując się widokami i zupą rybną,
- dziwiliśmy się wspaniałemu Aqua Parkowi,
- polubiliśmy się.
A.Z.Z.